Posty

O tym jak odkryłem polski bar na Karaibach i zostałem kiperem słynnego ponczu Antka

Obraz
No dobra. Rozumiem że oglądanie takich miejsc może boleć. Ale aż tak? Żadnych lajków za production values? Nawet za time-lapse z zachodem słońca na końcu seta? Nic? Nie to nie. Set nadal można obejrzeć tutaj  Trevor Nygaard - 300 To wracam do Antka. Tak, ma na zdjęciu Kult. I Daab. I Nalepę. Grechutę. I Dżem. Whisky moja żono - czasem sobie podśpiewuje.  Antek robi poncz. Jack Spanner. Niebezpieczny. Jak miejscowe osy które nazywają się... Jack Spanner. Antek z baru U Antka. Na St Vincent. Bez Grenadynek. Fakt że kraj się nazywa jak kapela BeBop. A poncze można wypić ze dwa. Po trzecim robi się wesoło. Antka znalazłem na mapach Google kiedy wybierałem się na wodospad Dark View Falls. Rozsunąłem mapkę u wyskoczył. U Antka. Bar na St Vincent. No, to jasne że musiałem tam pojechać. Tym bardziej że sto metrów od planu Piratów z Karaibów. Więc można zaliczyć od razu dwie atrakcje wyspy. Wtedy wypiłem dwa i ledwo wróciłem do Brighton, gdzie miałem airbnb. Potem mogłem już pić więcej, bo post

Co robię na St Vincent?

Obraz
Na łódkę trafiłem przez wąsy. Bo kapitan Trevor też ma. I jak pływałem obok Białej Perły to je skomplementował. I zaczęliśmy gadać. O tym co tu robię i gdzie się wybieram. Jak wyjaśniłem, że zasadniczo na Martynikę się wybieram to mówi, że mnie może zabrać. I już nie muszę się zastanawiać jak przekonać jakiegoś kapitana żeby mnie wziął. Bo - jak wiadomo - jestem antisocial. A proszenie nieznajomych żeby mnie ze sobą wzięli nie jest moim ulubionym zajęciem. Wprawdzie najpierw płynie w odwrotnym kierunku - na Tobago Cays -  nagrać sety (bo jest również DJ-em), ale za tydzień wraca i zmierza na Martynikę. No po prostu cud z rana. Trevor jest z Colorado ale 3,5 roku temu olał pracę informatyka, kupił łódź i żegluje po Karaibach. I nagrywa sety. Ostatni - 299 nagrał na Grenadzie. https://youtu.be/uwXqaoREbT4 A trzysetny ma mieć trzy godziny. Z czego godzinę nagra tu w Wallilabou, godzinę na Tobago Cays i godzinę gdzieś jeszcze. Na dodatek zaprosił mnie na łódź na nagranie seta, więc jeszc

Gender na Carriacou

Obraz
Prom odchodzi o 9 więc trzeba wstać o 6. Na whatsappie mam wiadomość od Davette. Czy wstałem. Jeszcze się o mój wyjazd troszczy. Wstałem. Jadę. Do biura wpadam o 8.30. - Dzień dobry, bilet poproszę?  - Na jutro?  - Na dziś.  - Prom odpłynął - Przecież jest przed 9. - Jest przed 10. Telefon nie tylko powitał mnie na Jamajce ale również ustawił sobie tamtejszy czas. O godzinę późniejszy. I zostawił mnie w dupie. Czarnej.  - Moja babcia mawiała "Everything happens for a reason" - pani próbuje mnie pocieszać.  - Pani babcia miała rację. Ale jestem zbyt wkurwiony żeby to zrozumieć.  Obok portu są tanie hotele. Czyli jednoosobowa nora z łóżkiem i wiatrakiem za 80 EC. Pościel wygląda jak bandaż. Zużyty. Za sto nora jest nieco większa. Z telewizorem z kineskopem. Odpuszczam. Rzucam graty i jadę nad jezioro Gran Etang. Słodkie jezioro w kraterze wulkanu. Tego, dzięki któremu Grenada wygląda jak Grenada.  Przejeżdżając szóstką myślałem że widać z autobusu. Nie. Trzeba wysiąść. Opłacić

Full wypas na Grenadzie

Obraz
Mama mówi że za bardzo skrótowo. A jak inaczej zmieścić tydzień w jednym odcinku? No było skrótowo. Tak skrótowo że zapomniałem odhaczyć. Trynidad i Tobago. Kraj #102. Jak Rudy.  Loty na Grenadę są wcześnie rano i późno wieczorem. Ponieważ kupiłem bilet bezmyślnie, pomyślałem tylko o tym że nie chcę wcześnie wstawać. Zamiast o tym, że wieczorem nie będzie transportu. Tylko taxi. A ja nie lubię taxi. Szczególnie drogich taxi. A airbnb mam po drugiej stronie wyspy. Wybrałem bo obok było lotnisko. Niestety to nieczynne. Ktoś wpadł by na to że na wysepce typu Grenada są dwa lotniska? Ja nie wpadłem. Za to do dyspozycji mam całą willę. Z ogrodem. Minutę od plaży. I genialną hostkę - Davette. Czekała na mnie, mimo późnej godziny i na dodatek rozplanowała mi cały weekend. St George i Grand Anse w sobotę, a okolice w niedzielę (bo transport publiczny nie działa). W St. George zwykle stoją wycieczkowce i jest pełno turystów. W sobotę akurat byłi to Niemcy, bo w porcie stał "Mein schiff 2&q

Żeby było ciepło musi być najpierw zimno

Obraz
No, to nie jestem grafomanem. Tyle czasu wytrzymałem bez pisania. Pewnie dlatego, że nie jarałem. Kłamiesz. W Barcelonie jarałem. W Kanadzie jarałem. I nic nie napisałem. Bo mi mózg zamarzł. Aż do sauny musiałem pójść. Ale od początku. Żeby było ciepło najpierw musi być zimno. A w Barcelonie zrobiło się zimno. Rano. I wieczorem też. No to zacząłem szukać. Biletu na Karaiby. Bilety są po 150 - 200 jurków. Z tym że nie z Barcelony. A żeby jeszcze dolecieć tam, skąd są trzeba wydać kolejne 150. Serio. Tanie loty po Europie są po 150€. W listopadzie. Widać listopad na starym kontynencie stał się high seasonem. Niestety, nie przekłada się to na pogodę. Wogle. Więc zamiast lecieć tanimi liniami wybrałem drogie. Air Canada. Wprawdzie po drodze mam Montreal i Toronto ale w Montrealu nie byłem nigdy, a w Toronto ostatnio ze 20 lat temu. No i bez problemów z nadbagażem. Bo namiot sobie kupiłem. Może gdzieś na plaży rozbiję.  Montreal fajny, a poza tym właśnie spadł pierwszy śnieg. Niestety jetla

O Madrycie i zamieszkach w Barcelonie (znowu)

O Madrycie to nawet nie ma co pisać. W nocy 5 stopni. A w dzień 25. Przyjeżdżam tu od lat i jakoś nigdy nie polubiłem Madrytu. Bo za duży? Bo nie ma wody? Bo za bardzo szpanerski? Nie wiem. Może za bardzo krakowski? Bo to Madryt jest prawdziwym Krakowem. Nie Barcelona. Poznałem to po frekwencji na naked. Bar Attack (kiedyś mój ulubiony) - 8 osób. Bar Naked (tak, też taki mają) - 10. Na moje pytanie czy w weekend jest lepiej obsługa mówi że tak jak teraz. Naked w saunie. Czynnej 24h. Może 12. Kraków normalnie. Albo Islamabad. Chociaż tam mnie jeszcze nie było. Lubiłem Odarko (z powodu muzyki Carranco) ale zamknęli. Tam też zwykle było pusto. W ogóle Madryt kojarzy mi się z pustymi lokalami. Oni tam clubbing uprawiają z zegarkiem w ręku. Od tej do tej tam i tam. Raz w pełnej dyskotece wszedłem do kibla. Jak wyszedłem nie było na sali nikogo. Wszyscy przeszli dalej. Nie chce mi się nawet odwiedzać sauny Central (pełno nabzdyczonych koleżanek szukających księcia) czy Strong Center (też peł

Przez Andaluzję na czas

Obraz
A teraz mi się nie chciało pisać. Málaga śliczna. Większa, lekko mniej turystyczna. No i nad morzem. Ale na plaży trzeba w ubraniu siedzieć. Więc znowu z plażingu dupa. Chyba pora opuścić Europę. Albo kupić zimowe ciuchy. Obejrzałem  Katedrę z frontem zbyt szerokim do zdjęcia,  teatr rzymski (malutki),  mury alcázar (tutaj wszystko się zaczyna od al. Al to arabskie the). Mury Gibralfaro (Gibel - to góra, al faro - latarnia morska, na cześć tej w Aleksandrii). Czyli Góra z latarnią. Po arabsku. Mówią że nazwa fenicka. Co do Gibraltaru wciąż się zastanawiają. Skąd nazwa. Mieszkam koło kolejnej atrakcji - czyli Mercado central. Rynek jest obowiązkowy w każdym hiszpańskim mieście. W każdej dzielnicy. Zaraz obok dają bułki na 100 sposobów. I dobre oliwki. Córdoba jak Kazimierz. Tylko turystów więcej. Albo Avignion. Tylko most dokończony. I za darmo można się przejść.  Do katedry trzeba zapłacić. To największa. Była meczetem. Ogromnym. W którego środek (raczej mniej niż więcej) zdobywcy wmon